30.05.2016 / 12:27
StoryEditor

Nasz Sklep - Gdańsk jest nasz

()
Pracownicy Naszego Sklepu w Gdańsku starają się na bieżąco oglądać reklamy i popularne seriale. Bo gdy przychodzi klientka, która chce kupić herbatę, którą wczoraj pił ojciec Mateusz, to wstydem byłoby nie wiedzieć, o który produkt chodzi.

 W przypadku Naszego Sklepu w Gdańsku już sam adres zobowiązuje – lata temu za PRL-u w tym samym pawilonie przy Słowackiego działał Bazar Kaszubski, który cieszył się renomą jednej z najlepiej zaopatrzonych placówek w Trójmieście. Tutejsze sprzedawczynie zdobywały towar chyba spod ziemi, bo zawsze można było tu kupić deficytowe towary. Z tamtej obrotnej ekipy do dziś pracuje sześć pań. Kierowniczką jest trzydziestoparolatka Monika Rynkiewicz, która piastuje tę funkcję od półtora roku, a ze sklepem jest związana o wiele dłużej. Przyszła popracować dorywczo po urodzeniu syna; szybko dała się wciągnąć na etat. Teraz zarządza placówką o powierzchni 520 mkw. i 23-osobową załogą, w tym własną matką i jej koleżankami z czasów Bazaru Kaszubskiego.

Klienci

Przez ostatnią dekadę sklep nie miał najlepszej passy – przechodził z rąk do rąk. Za czasów Moniki Rynkiewicz było tu Bomi, potem Sieć 34, a teraz Nasz Sklep. Klienci cierpliwie znosili czasy kolejnych operatorów, przychodzili nawet pod koniec istnienia Bomi, kiedy brakowało towaru. Placówka działa w środku osiedla, mieszkańcy to głównie emeryci i renciści, którzy przychodzą rano, oraz studenci (wieczorem). Ostatnio przybywa młodych rodzin, bo nieopodal powstają nowe bloki.

Wiele osób przychodzi na zakupy po kilka razy w ciągu dnia. Jedni dla rozrywki, jak nudno im w domu. Inni, bo może coś dowieźli? Może weszła jakaś nowa promocja? Monika Rynkiewicz skrzętnie wykorzystuje znajomość tych nawyków. – Jak organizujemy degustację, to pół osiedla tym żyje, ludzie dzwonią do siebie, ściągają się do sklepu. Dużym wydarzeniem była animacja marki Danone.

Opowiada, że jej klienci polegają na reklamach i na tym, co pokażą w telewizji. – Przychodzi rano klientka i mówi, że chce kupić tę herbatę, którą wczoraj pił ojciec Mateusz. Dlatego musimy być na bieżąco z serialami i kampaniami reklamowymi – mówi Monika Rynkiewicz. Wie, co mówi – wychowała się na tym osiedlu, zna wiele osób i wiele osób zna ją.

Klienci bywają na tyle lojalni, że czasem sami mówią, jakie ceny i promocje ma konkurencja. W okolicy ulokowały się same małe sklepy – warzywniaki, dwie piekarnie, mięsny, są trzy Żabki.

Asortyment

Rynkiewicz nie znosi stwierdzenia, że jak klient nie znajdzie tego, czego szuka, to kupi coś innego. Dlatego, gdy są problemy z dystrybucją jakiegoś produktu, sama przeczesuje hurtownie, a nawet odwiedza inne sklepy – by go zdobyć.

Konikiem kierowniczki są nowości. – Nie waham się wprowadzać na półki czegoś nowego, ale jeśli produkt słabo rotuje, to po miesiącu nie domawiam go więcej – opowiada. Niekiedy kierowniczka porywa się na większe eksperymenty, jeśli chodzi o asortyment, np. niedawno wprowadziła wyroby z Grecji – oliwki, oliwy, przyprawy – a ponieważ na półce by zniknęły pośród innych produktów, to namówiła hurtownię, by dała stojak. Greckie specjały się przyjęły i teraz są w stałej sprzedaży. Eksperymenty zdarzają się też na stoisku mięsno-wędliniarskim, bo przecież dość nadzwyczajną sytuacją jest wprowadzanie pasztetu, którego kilogram kosztuje 46 zł. Fakt, że wyrób efektownie się prezentuje, bo jest oferowany w kamionce, ale trudno ocenić, czy właśnie to przesądziło, że szybko udało się sprzedać dwa pasztety?

Jeśli zamówiony towar nie schodzi, Rynkiewicz interweniuje u przedstawiciela handlowego. Tak ostatnio było z dżemami, zamówiła ich dużo, a sprzedaż nie szła. Po naradzie z przedstawicielem weszła tygodniowa promocja (ceny obniżono z 4,99 zł do 2,99 zł za słoik) i degustacje. I tłok na półce udało się rozładować. Została mała wystawka, która przypomina o niefortunnym zamówieniu. – Nie boję się słodyczy, mrożonek, soków, dań gotowych – wiem, że ten towar szybko zejdzie. Gorzej jest z nabiałem, trzeba kontrolować daty przydatności – mówi kierowniczka.

Na szczęście ekspedientka odpowiedzialna za ten dział ma nawyk sprawdzania półek, a nawet analizowania rotacji w systemie komputerowym. Sama sprawdza stany magazynowe, sprzedaż, ceny. Jeśli coś słabo schodzi, prosi kierowniczkę o zgodę na zorganizowanie promocji. Kto by pomyślał, że szeregowa pracownica wykaże się taką inicjatywą.

Pracownicy

Wśród załogi nie ma rotacji. Jak ktoś się zatrudni, to z reguły zostaje na lata. Kasjerki z wieloletnim stażem – te, które pamiętają czasy Bazaru Kaszubskiego – to panie w wieku emerytalnym, które doskonale sobie radzą z nowymi technologiami, mają dobry kontakt z klientami (to dlatego w sklepie dużą popularnością cieszy się usługa wypłaty pieniędzy w kasie podczas zakupów, czyli tzw. cashback – starsze panie uważają, że bezpieczniej jest wypłacić gotówkę w kasie u zaprzyjaźnionej kasjerki niż w bankomacie).

Monika Rynkiewicz robi wrażenie łagodnej, ale bywa stanowcza. – Nie powiem, czasem zdarza mi się huknąć – przyznaje pani Monika. – Ale albo robimy coś na 100 proc., albo wcale.

Gdy zauważyła, że panie z działu mięso-wędliny opuściły się i obsługują klientów nie tak, jak powinny, że dawny entuzjazm i inwencję zastąpiła sztampa, skierowała je do pracy przy kasie. Męczyły się tam niemiłosiernie, a zsyłka trwała bite pół roku. Na garmaż powróciły odmienione i dziś wkładają w swoją pracę serce.

Pensje – jak to w handlu – do wysokich nie należą, dlatego pracownicy angażują się w rankingi Specjału, w których można dostać nagrodę np. za najbardziej skuteczną sprzedaż sugerowaną. Dwa razy kasjerki z gdańskiego Naszego Sklepu dostały taką premię w wysokości 100 zł.

Niedociągnięcia

Pieczywo nie jest naszą mocną stroną – ocenia krytycznie Monika Rynkiewicz. – Liczymy, że przy wsparciu centrali uda się dopracować ten dział.

Marzy jej się też, by w sklepie grała muzyka. To też zgłosiła do władz sieci w Rzeszowie i czeka na odpowiedź. Na liście priorytetów jest poza tym budowa parkingu. No i wózki na zakupy (na szczęście na dniach miały zostać wymienione).

Poza tym ostatnio klienci wypełniają ankietę, z której kierowniczka się dowie, co w sklepie należy poprawić. Wyszło na jaw np., że w dziale z mięsem i wędlinami sprzedawczyni nie zmieniła rękawiczki przy podawaniu mięsa i wędliny; że w dziale z produktami sypkimi często brakuje „płatków owsianych w niebieskim opakowaniu”; że należy zamawiać więcej makaronu typu kolanka pewnej marki, bo to najlepsza przynęta na ryby „i potrzebne są dużo większe ilości, niż sklep zamawia” (komentarz kierowniczki: – Nikt więcej nie kupuje tego makaronu, ale skoro klient sobie życzy, to dostawy zwiększymy).

Między kasjerkami a klientami panuje serdeczna atmosfera. Nową pracownicę, która wcześniej pracowała w Biedronce, zaskoczyło, że w Naszym Sklepie mile widziane jest, gdy kasjerka zagaduje klientów, wychodząc poza standardowe formułki

Kasjerka Jolanta Wichert pracuje w tym miejscu od kilkudziesięciu lat. Jest matką Moniki Rynkiewicz, kierowniczki placówki

Jakość obsługi przede wszystkim! Pracownice gdańskiego Naszego Sklepu, które wykazują się największą inicjatywą, mogą liczyć na drobne upominki ufundowane przez kierowniczkę. Czasem jest to wino, czasem gadżet od przedstawiciela handlowego

Sklep ostatnio dużo uwagi poświęca produktom świeżym, choć w okolicy nie brakuje warzywniaków

W Naszym Sklepie w Gdańsku codziennie robi zakupy około 1400 osób. W okolicy nie ma drugiego tak dużego sklepu

20. kwiecień 2024 02:09