Ukraina to rynek, któremu warto się bliżej przyjrzeć z wielu przyczyn. Po pierwsze dlatego, że warto znać firmy, które z czasem mogą wejść do Polski (pierwsze takie ruchy już zostały wykonane) lub z którymi przyjdzie rywalizować graczom obecnym w naszym kraju, jeśli dokonają ekspansji na wschód. Po drugie, w strukturach ukraińskich detalistów znaleźć można już kilku menedżerów z Polski, co nie powinno dziwić – ewolucja ukraińskiego handlu FMCG przebiega w podobnym kierunku, co u nas, więc polskie doświadczenia pomagają w skutecznym rozwijaniu biznesu. Pojawiają się już nawet pierwsze przypadki, gdy Polacy tworzą od zera sieci spożywcze w Ukrainie w roli współwłaścicieli – przykładem są niedawno uruchomione we Lwowie sklepy Babak, przypominające Żabkę.
Tu dominuje rodzimy kapitał
Ukraiński handel FMCG, pomimo silnej pozycji kilku graczy, pozostaje mocno rozdrobiony. Choć znaczenie sieci rośnie z roku na rok, to niezależni detaliści wciąż odpowiadają za ok. 20 proc. rynku, a targowiska za 30 proc. Te ostatnie są szczególnie popularne w mniejszych miejscowościach i na obszarach wiejskich. Konsolidacja rynku spożywczego stopniowo postępuje, mniejsi gracze wchłaniani są przez większych lub się wykruszają. Jeśli chodzi o formaty, handel detaliczny w Ukrainie w znacznym stopniu podąża ścieżką znaną z Polski – rośnie znaczenie dyskontów i sklepów convenience, natomiast różnicą jest bardzo mocna pozycja supermarketów, które pozostają dominującym formatem.