Niestety, jak to w bajkach bywa, żarło, żarło i zdechło. W pobliżu otworzył się owadzi dyskont, ludziska poszli po taniość. Ogromna sala sprzedaży, szeroki asortyment i liczny personel okazały się ciężarem nie do udźwignięcia. Właściciel supermarketu walczył jeszcze jakiś czas, jednak w końcu nie miał z czego dokładać i poddał się. Pawilon poszedł pod młotek.
Po jakimś czasie znalazł się nabywca – inna znana sieć, tym razem korporacyjna. Plan miała przemyślany. Sala sprzedaży została podzielona, dużą część zajął dyskont odzieżowy, w boksach pojawiły się różne butiki, a zoptymalizowany spożywczak ruszył na podbój klienteli z osiedla. Ludziska, zachęceni niezłą ofertą, dobrymi promocjami i atrakcyjnym programem lojalnościowym, wrócili wystarczająco tłumnie, by sklep robił przyzwoite obroty. Na początku problemy z pełnym zatowarowaniem były do wybaczenia, ale gdy okazały się chroniczne... Dziury na półkach stały się na osiedlu tematem powszechnych narzekań i drwin.
– O, sąsiad, z zakupów wracasz? Czego dzisiaj nie dostałeś? – Ech, żona mnie tylko po parę rzeczy wysłała, a i tak kawy naszej nie było – poskarżył się pan Włodek. – Co za cholera, niby fajny sklep, blisko mamy, ale ciągle czegoś nie ma. Jak mam latać po osiedlu za jedną rzeczą, to od razu wolę pójść gdzie indziej. Powiedz mi, sąsiad, ty się lepiej na tym znasz, o co tu chodzi? Ludzi mają za mało? – To może też, ale to jest raczej kwestia innego modelu logistyki. Ten poprzedni sklep funkcjonował w modelu just in time. – Dżastin Tajm? Ki diabeł? – zdziwił się Włodek. – To po angielsku oznacza "dokładnie na czas". Trzymanie zapasów w sklepie to są koszty, dlatego opłaca się dostarczać często, i dokładnie to, co się sprzeda w dzień czy dwa. Ta poprzednia sieć tak działała, dostawy były praktycznie codziennie, prawie wszystko od razu szło na półki. A teraz to się nie spina, dostawy są co kilka dni, a zapasów nie mają gdzie trzymać, bo magazyn na zapleczu jest mały. Dlatego ciągle czegoś brakuje… – wyjaśniłem.
– Hm, to znaczy, że już cały czas tak będzie? To słabo – skwitował sąsiad. – Może jakoś to ogarną – dodałem mu otuchy. – Zobaczymy, ogarną albo nie ogarną. No nic, na razie muszę lecieć, zaraz będzie obiad, a żona też ma swój model logistyki, muszę być Dżastin Tajm!
***
Powyższy felieton w pierwszej kolejności opublikowany został w nr 5/2025 magazynu "Wiadomości Handlowe". Zostań naszym prenumeratorem.