Z Markiem Sawą, prezesem sieci Bricomarché Polska rozmawia Paweł Mikos.
25 lat Bricomarché w Polsce – jak w tym czasie zmienił się rynek DIY?
Sieć Bricomarché świętowała ćwierćwiecze obecności w Polsce. Jakby Pan podsumował te 25 lat? Na ile zmienił się ten biznes, także z Pana perspektywy, czyli osoby, która prowadzi market Bricomarché od kilkunastu lat?
– Rzeczywiście, prowadzę biznes od 16 lat. Na pewno w tym czasie nasza sieć handlowa bardzo mocno się rozwinęła i rozrosła. Kiedy zaczynałem 16 lat temu, a mogę sobie tylko wyobrazić, jak było 25 lat temu, Grupa Muszkieterów i Bricomarché były kompletnie nieznane. Pierwsi przedsiębiorcy podejmowali duże ryzyko, wchodząc w nieznany koncept. Mogli stracić pieniądze, ponieważ nie znali przyszłości ani kierunku ewolucji sieci.
– Ale ryzyko zawsze występuje w biznesie. Nawet po 25 latach to ryzyko nadal istnieje w tej branży. Proszę też zwrócić uwagę, że niektórzy przedsiębiorcy nie radzą sobie. Czasem nie wynika to z konkurencji, ale z ich cech osobowych. Po prostu nie są gotowi na prowadzenie firm – nie każdy nadaje się na handlowca lub przedsiębiorcę. Niektórzy po prostu nie mają określonych predyspozycji. Stale prowadzimy rekrutację i staramy się dostrzec te predyspozycje u kandydatów. Oczywiście, kandydat na osobę prowadzącą sklep Bricomarché musi mieć pieniądze, lecz to nie wystarcza do otwarcia sklepu. My szukamy przede wszystkim partnerów do tego biznesu.
Kto może zostać franczyzobiorcą Bricomarché?
Ile osób, które chcą być franczyzobiorcą, przechodzi rekrutację i trafia na szkolenie? A ilu osobom Bricomarché odmawia wejścia do sieci ze względu właśnie na inne predyspozycje zawodowe?
– Kiedy byłem szefem działu rekrutacji, czyli jeszcze rok temu, procesu rekrutacji nie przechodziło od kilku do kilkunastu procent kandydatów. Samych chętnych do objęcia nowych projektów nie brakuje. Dlatego nie otwieramy sklepów bez właściciela. W przeszłości były przypadki, kiedy otwieraliśmy sklepy w takim zarządzie dyrektorskim, pod zarządem pracowniczym, ale to przeszłość.